CUDA I ŁASKI cz. III:

(1767 rok)

Inny cud opisywany w księgach wydarzył się w Kamieńcu Podolskim w 1777 roku. Jedna z wychowanek klasztoru Dominikanek ciężko zachorowała i jak czytamy w opisie: „od lekarzów żadnego ratunku nie mająca Panna, którzy przyjść nawet nie chcieli mówiąc te słowa: Felczera tam nie potrzeba, tylko księdza…”. Jedynie Bogu znanym sposobem półprzytomna dziewczyna znalazła na podłodze mały obrazek z wizerunkiem Kochawińskiej Matki. Niedługo potem chorej zaczęła się pokazywać we śnie Pani z Kochawiny, która zachęcała ją aby modliła się do niej, a będzie zdrowa. Także służącą, która ją pielęgnowała, prosiła Matka Boża, aby codziennie zanosiła modły za swoją podopieczną. „Od czasu tego poleciła się Najświętszej Maryi i znacznie do zdrowia przychodzić poczęła; przez wyjście krwi z nosa wielką folgę uczuła w głowie, która jej najbardziej dokuczała”. W kolejnym śnie chora znów ujrzała Kochawińską Panią, która powiedziała do niej takie słowa: „Wszak prawda, że ci krew z nosa szła, i ustąpił ból głowy?” […]Tom ja ci uprosiła u Syna mego”. Kiedy się ocknęła o wszystkim opowiedziała przełożonym, powróciła również całkowicie do zdrowia.

Z czasów bliższych nam, pochodzi taka oto relacja: „Utkwiły mi szczególnie opowiadania o łaskach doznanych przez innowierców, którzy w sytuacjach beznadziejnych życia, przychodzili «po prośbie do Łaskawej Pani» – bo tak ją zwali okoliczni Rusini (Ukraińcy). Wiele wspomnień przekazała mi babka moja śp. M. Kopacz, nad której łóżkiem Az do jej śmierci w Gliwicach 1964 roku wisiał obraz «Dziedziczki z Kochawiny». Pomne opowiadanie o Żydzie, który pielgrzymka od Stanisławowa (ponad 100 km) niósł 3-letnie dziecko obsypane czyrakami do Matki Bożej. Wieść niosła, że u stóp ołtarza «czyraka spadły z dziecka», a Żyd w drodze powrotnej opowiadał w Daszawie o łasce uzdrowienia. Opowiadano, że wielu ewangelików z pobliskiej wsi osadniczej z czasów rozbiorów – Gelsendorf – po otrzymaniu wyraźnych łask uczęszczało systematycznie do Obrazu. Pielgrzymki Rusinów, strojne i śpiewne widziałem osobiście kilkakrotnie na postojach w Daszawie. […] Oby podobnie jak na kresach wschodnich łaski Najświętszej jednoczyły u Jej stóp ludzi dobrej woli, niezależnie od narodowości i wyznania”.

(opisał w Księdze Pamiątkowej Cudownego Obrazu matki Boskiej Kochawińskiej 1974-1998 Eligiusz B.)

„Zachorowałem we wrześniu 1974 roku na zapalenie wyrostka robaczkowego. Po przeprowadzonej operacji szybko wracałem do zdrowia. Młody organizm zabliźniał rany. Jednak błędnie przeprowadzona operacja spowodowała, że pod otrzewną zaczęła zbierać się ropa. Druga operacja miała na celu usunięcie ropy oraz oczyszczenie jamy brzusznej. Była jednak przeprowadzona za późno. Tydzień po niej nastąpił kryzys. Medycy określili to jako zatrzymanie perystaltyki jelit, wstępny skręt kiszek oraz ogólne zatrucie jamy brzusznej. Obiektywny obserwator stwierdziłby, że stan był bardzo ciężki. Przez cały czas choroby moja babcia Maria Cybulska, mama, sąsiedzi, nawet ludzie, którzy znali mnie z widzenia, z którymi spotkanie kwitowałem suchym «Dzień dobry» często nie pamiętając nazwiska – wszyscy oni parafianie parafii św. Bartłomieja modlili się gorąco o poprawę mojego zdrowia. Tym goręcej im cięższy był mój stan. Trzecia operacja bardzo ciężka wykonana w prowincjonalnym szpitalu swym wynikiem zaskoczyła nawet chirurgów nie rokujących żadnych nadziei. Dla wszystkich był to cud wyproszony przez modlące się osoby do matki Boskiej Kochawińskiej”.

(wg zeznania ks. Władysława Szeląga, Gliwice 3 września 1976 roku)

                                                                                                          Katarzyna Uniowska