CUDA I ŁASKI cz. II:

„W roku 1818 przybyła tu wśród zimowej pory, przebywszy kilkunastomilową podróż, pewna pobożna matka z dziecięciem zaledwie jednorocznym, które od urodzenia wątłe, przez lekarzy opuszczone nie robiło żadnej nadziei życia. Jeśli umrzeć ma – mówiła pobożna matka – niech umiera u stóp Matki Bożej i złożyła zaledwie żywe dziecię na ołtarzu przed cudownym Obrazem. Najświętsza Panna mile przyjęła tę ofiarę i nie tylko uzdrowiła dziecię, ale je wzięła w szczególniejszą swoją opiekę […]”. 

Tym wątłym dziecięciem okazał się późniejszy biskup krakowski Albin Dunajewski. Na pamiątkę cudownego uzdrowienia i dalszej opieki Pani Kochawińskiej jako wotum dziękczynne wykonano ręcznie medal z kości słoniowej.

„Teresa Zaleska […] gdy jej dziecię nagle zachorowało znacznie, wpadła w wielką aprehensję, i coś złego do niej się przywiązało, bo pana Jezusa od siebie odrzucała, gdy jej pokazywano, bluźniła, okna wybijała, aż ją wiązać musieli przez niedziel 12, w tym nieszczęściu będąc ofiarowałem do Najświętszej panny Kochawińskiej, i związaną na wóz gwałtem wsadzić, czterech chłopów nająwszy i dwie białogłowy z nią na wozie posadziwszy, do Kochawiny zawiozłem, tam zdjąwszy ją znowu gwałtem krzyżem ją położono przed Obrazem Najświętszej Panny w kaplicy, i po Mszy św. nieco do siebie przyszła, i w lepszej zdrowia sytuacji odjechała, a potem do doskonałego przyszła zdrowia, i dotychczas żyje na chwałę Panu Bogu.”

(zeznał Antoni Małęczyński, Skarbnik w Winnicy, przybrany ojciec, lat 50)

„przed lat 14 chorowałem rok cały na łupanie kości w krzyżach i nodze jednej, ciężki ból cierpiący, i tak że już desperowałem i z niecierpliwości porwałem nóż chcąc się przebić, wtem strach na mnie uderzył, nóż odrzuciłem od siebie, i poszedłszy do kaplicy, padłem krzyżem przed Obrazem Najświętszej Matki, wstawszy wszystkiegom bólu pozbył, i dotychczas zdrów zostaję”.

(zeznał Maciej Tomaszewski, pustelnik mieszkający przy Kaplicy Kochawińskiej, lat 40)

„Żona moja, poroniwszy dziecię, w słabości zbyt wielkiej zostając, prawie już bliska śmierci, gdym ja na Najśw. Matki Kochawińskiej ofiarował, natychmiast do zmysłów i lepszego zdrowia przyszła, wotum da Bóg z żona moją wypełnię, pieszo drogę odprawimy do Kochawiny”.

(zeznał Jan Miernicki, lat 38)

„lat temu blisko sześciu, jak po porodzeniu w tydzień synaczka mego, żem nie była jeszcze wywiedziona, położyłam go przy sobie, wtem jednej nocy najprzód mając sny różne – obudziwszy się zaduszone dziecię ręką, która na nie położyłam we śnie, obaczyłam, ze już zimne było; strwożona bardzo tym przypadkiem, zawołałam głosem z ufnością wielką do Obrazu Najświętszej Matki Kochawińskiej, na ręce wziąwszy i powtarzając tylko modlitwę tejże Matki Najświętszej, blisko przez kwadrans, otrzymałam łaskę, że dziecię ożyło, które dotychczas żyje”.

(zeznała Katarzyna Bładkiewiczowa, lat 50)

„[…] łask wielkich ludzie udając się do tego Obrazu doznawali i doznają, i ja sam w siedmiu okazjach na wojnach doznałem, oddawszy się Najświętszej Pannie Kochawińskiej, bez szwanku najmniejszego na sobie, wyszedłem, lubo etiam konie pode mną zabijano, i nawet podkówki od butów moich ustrzelone, a mnie nic nie szkodziło”.

(zeznał Wychowski Chorąży Bydgoski, lat 74)

„Pod sumieniem wyznaję, że ja chorując długo na febrę, i już zwątpiwszy o zdrowiu i życiu, a do tego co większa, cierpiąc głuchotę, gdym się ofiarował do Najśw. Panny Maryi Kochawińskiej, i febra i głuchota ode mnie odstąpiła: na co jako nie umiejący pisać kładę znak krzyża ś. +”

(zeznał Wojciech Rowiński, 1738 rok)

„Tegoż roku na Zielone Świątki ruskie podczas tumultu wielkiego, dnia poniedziałkowego, dziecię mające rok i miesiąc, z rąk matki swojej, z Nienacka wypadło w fosę głęboką oblewającą w koło kaplicę w Kochawinie; za dziecięciem w ten kanał matka skoczyć chciała na ratunek; utrzymana od ludzi wołać poczęła do Najśw. Matki Kochawińskiej: «Najświętsza Panno, ratuj!» cudownie na wierzch w godzinę wypłynęło dziecię z głębi […] gdy go na ręce matka wzięła, z radością dziecię zaraz uśmiechać się i cieszyć poczęło, przy zgromadzeniu wielkim ludzi, którzy za tak wielką łaskę dzięki Matce Najświętszej uczynili”.

(zapisano w 1740 roku)

Pośród opisów odnaleźć można także „cud extraordynaryjny” który tak został przedstawiony Komisji: „Jegomość ks. Śliwiński Prebendarz na ten czas Kochawiny, mając Mszę św. na święto Najśw. Panny Śnieżnej przed Obrazem cudownym, przyszedłszy do memento za żywych, wejrzawszy na Obraz wszystek w ogniu obaczył promienie z siebie wkoło rzucający, że ledwie rekognoskować się dała twarz Matki Boskiej i Pana Jezusa; zmieszał się i niejako strwożył na taki widok, akt skruchę serdeczną natychmiast uczyniwszy, dłużej takiej cudownej aparycji przypatrywał się z zadumieniem i pilną atencją; przy Elewacyi Najśw. Hostyi także i Krwi Pańskiej jasność ta i promienie reprezentowały się. Gdy zaś do memento za zmarłych przystąpił, podniósłszy oczy w górę aliści nowa odmiana Obrazu, bieluteńki jako śnieg uczynił się, i tak aż do komunii, dopiero jak mszał przeniesiono na drugą stronę Ołtarza po ubraniu kielicha zniknęła wszystko wizja”.

 

Antoni Borawski Miecznik Żydaczewski „chorując ciężko, tak dalece, że go medycy odstąpili, i bez nadziei już będąc życia, posłano do Kochawiny po ks. Przeora Marka, przyjechawszy tedy obaczył prawie wpół umarłego, przy różnych stojących osobach, rzekł: ponieważ cie odstąpili medycy, niech ci za lekarstwo będzie lekarką Najświętsza Maryja Panna Kochawińska, potem czytał egzorcyzm, wtem prawie jak ze snu obudził się Wiel. Imć pan Borawski, ludzi poznawać po trochę począł, i tak powoli do pierwszego zdrowia przyszedł”.

(zapisano w 1752 roku)

„Józef Kasperowicz Lwowski Obywatel, w malignie zostając, i przez dziewięć dni niczym się nie posilając, w niebezpieczeństwie życia zostawał od doktorów uznany: czasu jednego pokazał mu się obraz na dębie Matki Boskiej we śnie; oceniony gdy się przytomnych pytał, gdzie takowy zostaje obraz? Odpowiedziano w Kochawinie, natychmiast ofiarował się, i wkrótce do zdrowia przyszedł, z podziękowaniem przybył, zeznał pod sumieniem i własną się podpisał ręką mp.”